427. J. S. Foer
|
J. S. Foer |
Ilekroć
budził się rano, czuł, że pragnie żyć w sposób prawy, być człowiekiem
dobrym i znaczącym, że chce - jakkolwiek prosto to brzmi i jakkolwiek
niemożliwe okazywało się w rzeczywistości - być szczęśliwy. Lecz każdego
dnia serce zstępowało mu z piersi do żołądka. Zaraz po obudzeniu
ogarniało go przemożne wrażenie, że wszystko jest nie tak albo że tylko
dla niego wszystko jest nie takie, jakie być
powinno, a wrażeniu temu towarzyszyło pragnienie samotności. Do
wieczora osiągał spełnienie: samotny w bezmiarze swojego żalu, samotny w
swej bezcelowej winie, samotny nawet w swoim osamotnieniu. Nie jestem
smutny - powtarzał w duchu raz po raz. Nie jestem smutny. Jak gdyby miał
szansę pewnego dnia na dobre to sobie wmówić. Albo siebie okłamać. Lub
wmówić to innym - bo gorsze niż smutek może być tylko to, że o naszym
smutku wiedzą inni. Nie jestem smutny. Nie jestem smutny. Jego życie
kryło bowiem w sobie bezkresne perspektywy szczęścia, a to z tej
przyczyny, że było pustym białym pokojem. Zasypiał z sercem w nogach
łóżka, jakby to było udomowione zwierzę, a nie część jego własnego
ciała. Co rano budził się i stwierdzał, że wróciło do kredensu klatki
piersiowej - troszkę cięższe, troszkę słabsze, wciąż jednak biło. Po
południu zaś znów ogarniało go przemożne pragnienie, żeby być gdzie
indziej, kim innym, kim innym gdzie indziej. Nie jestem smutny.
„Wszystko jest iluminacją”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz